Cześć!
Mam na imię Julia i chciałabym opowiedzieć Ci trochę o moim wyjeździe na Erasmusa.
Studiuję lingwistykę stosowaną: francuski z hiszpańskim na UMK w Toruniu i w ramach wymiany studenckiej pojechałam do Pau we Francji na II roku w semestrze letnim.
Jak to się stało, że znalazłam się w Pau?
Wcześniej znajomi opowiadali mi o swoich doświadczeniach, więc z czasem i ja się nad tym zaczęłam zastanawiać. Jednak decyzję podjęłam dość spontanicznie w październiku, na krótko przed ostatecznym terminem złożenia dokumentów. Wybrałam Rouen. Normandia, północ Francji, nawet blisko do wybrzeża i całkiem niedaleko Paryża. Koleżanka z roku też chciała tam jechać, więc idealnie. W końcu pojawiły się wyniki. Loguję się, wchodzę w zakładkę, patrzę, szukam… Pau. Trzecie miasto, cóż… miasteczko na mojej liście. Południe, Nowa Akwitania, Pireneje, blisko granicy z Hiszpanią. Dla mnie super. Był tylko jeden problem – dostałam się tam tylko ja. Nie byłam gotowa na półroczny pobyt za granicą sama jak palec. Przynajmniej tak mi się wydawało. Przez myśl przeszła mi próba przeniesienia się gdzieś indziej. Ale tylko przez moment. Kilka dni później dostawałam już maile witające mnie w Université de Pau et des Pays de l’Adour. I muszę przyznać, że to była najlepsza decyzja w moim życiu.
Uniwersytet
Z początku uniwersytet mnie trochę przeraził. Jest bardzo stary i widać, że lata swojej świetności ma już za sobą… albo jeszcze do nich nie dotarł i wszystko przed nim. W każdym razie to tylko wygląd zewnętrzny, a liczy się przecież wnętrze, które również nie prezentuje się najlepiej, swoją drogą. Ale! Niczego mu nie brakuje. Jest i przyzwoita biblioteka, i obiekty sportowe, i stołówka, i coś na kształt centrum kultury. Do tego wykładowcy byli wspaniali. Chodziłam na zajęcia prowadzone w językach francuskim i hiszpańskim, na które zapisałam się według moich potrzeb. Wybór jest naprawdę ogromny. Studenci francuscy raczej nie zwracali na mnie uwagi, ale ja też nie zabiegałam o ich względy. Jednak kiedy brakowało mi notatek, a egzaminy się zbliżały, chętnie służyli pomocą. Tak samo nauczyciele. Pozytywnie nastawieni do Erasmusów, niesamowicie sympatyczni i pomocni. Do tego zajęcia prowadzone w bardzo interesujący i zrozumiały sposób.
Zakwaterowanie
Uniwersytet oferował akademiki. Ja jednak zdecydowałam się wynająć mieszkanko, które znalazłam poprzez stronę Airbnb. Oczywiście koszt był zdecydowanie wyższy, dwa czy nawet trzy razy. Ale warunki też były co najmniej pięć razy lepsze. Zagwarantowana prywatność, bardzo porządna łazienka, doskonale wyposażona kuchnia, a właściciele – po prostu anioły. Niczego mi tam nie brakowało. No, może pralki, ale to już kwestia kulturowa Francji.
Koszty życia w Pau
Ze względu na wynajem mieszkania stypendium nie było dla mnie wystarczające. Nie byłam rozrzutna, ale też nie oszczędzałam. Po prostu – żyłam normalnie. A ceny były raczej porównywalne do polskich. Przynajmniej w Pau, w większych miastach było trochę drożej. Oszczędzić na pewno można na komunikacji publicznej. Jest tam wiele linii autobusowych, ale miasteczko jest naprawdę małe i wszędzie można dostać się pieszo, bo wszystko jest o rzut beretem (w końcu Francja, czym innym mieliby rzucać). W zasięgu jest też dworzec kolejowy z bardzo dobrymi połączeniami (między innymi bezpośrednie do Paryża) i przystanki Flixbusa czy Ouibusa, którymi można podróżować albo po Francji, albo po Hiszpanii (dojazd do San Sebastián zajmuje 2-3h). Jest nawet lotnisko, ale tam nie byłam. Wiem jedynie, że bezpośrednie loty z Polski lub do Polski na nim nie istnieją.
Zwiedzanie Pau
W samym Pau raczej nie ma wiele do zwiedzenia. Myślę, że jeden, maksymalnie dwa dni wystarczą. Jest ono malutkie, ale dla mnie bardzo urokliwe. Nie ma wielkich galerii handlowych – za to małe sklepiki skupione w samym centrum. Jest wiele restauracji, ale ja byłam może w dwóch, więc nie mam wyrobionej jakiejś wiarygodnej opinii. Generalnie stołowałam się u siebie lub spotykałam ze znajomymi i gotowaliśmy wspólnie. Odwiedziłam jednak kilka kawiarni i moimi ulubionymi stały się Beanz Café oraz Salon Constanti. W obu często brak miejsca, ale to dlatego, że są tak niewielkie, a zarazem tak bardzo przytulne!
Kilka razy poszłam do różnych klubów. Nie jestem częstym bywalcem takich miejsc i żadne mnie nie porwało. Wyjątkiem był Le Hoegaarden koło uniwersytetu, w którym to w każdy wtorek odbywało się karaoke. Tyle różnych kultur, języków, a wszyscy jak jeden naród śpiewali „Bohemian Rapsody” czy „Let it go”.
Regularnie są organizowane różne koncerty i warsztaty, bardzo często darmowe, a w połowie maja odbywa się coroczne Grand Prix de Pau. Tuż obok dworca biegnie tor wyścigowy i możliwość uczestniczenia w tym wydarzeniu to coś niesamowitego. Do tego cudowna i klimatyczna ulica Les Hedas – punkt obowiązkowy podczas nocnego spaceru! Jest odkryty basen, kilka kin, w tym jedno w budynku starej synagogi z bardziej niszowymi produkcjami. Wiele parków, w których spotykaliśmy się wszyscy razem, by pograć w piłkę, badmintona, w karty czy się wspólnie pouczyć. Bardzo dużo ścieżek rowerowych, a trasy przyjemne i przepiękne. No i codzienny widok na Pireneje – wisienka na torcie. Dla takich krajobrazów warto rano wstawać.
CO zwiedzać na południu Francji?
Jeszcze lepiej – zobaczyć wszystko z bliska. Podczas pobytu w tych rejonach w góry trzeba się udać! Dzień, w którym poszłam na szlak, był najlepszym i jednym z najwspanialszych w moim życiu. Przeżycie nie do opisania. Z atrakcji bardziej statycznych – w zaledwie 2h można dojechać na wybrzeże – Biarritz i Hendaye – obowiązkowo! Stamtąd już tylko krok do Fuenterrabía czy Bilbao w Hiszpanii. Kraj Basków również trzeba zobaczyć! Panujący tam klimat jest niepowtarzalny. Pociągiem czy busem w mgnieniu oka dojedzie się też do Jurançon, gdzie powstaje południowo-francuskie wino (w pierwszą niedzielę miesiąca zawsze była okazja, by udać się na darmową degustację) lub bardziej znanych miejscowości, jak Toulouse, Bordeaux czy Lourdes. Kawałek dalej jest Carcassonne, ale tam już lepiej wybrać się samochodem. Twierdza na pewno warta zobaczenia. Jednym słowem, będąc na Południu, nie można się nudzić. Tak wiele miejsc czeka do odkrycia!
wydarzenia organizowane przez ESN Pau
Oczywiście o wiele przyjemniej jest, gdy masz towarzystwo. Myślę jednak, że o to nie trzeba się martwić, bo chcesz czy nie, znajomi sami cię znajdą. Ja swoich poznałam podczas Welcome Weeku organizowanego przez tamtejszą sekcję ESN. Był i speed friending, i gra miejska, i wycieczka, i imprezy. Potem od czasu do czasu pojawiało się jeszcze jakieś wydarzenie, ale przeważnie z nich nie korzystałam, bo nie moje klimaty. Jednak zawsze można było ich o coś spytać, mimo braku programu mentoringowego. Moim zdaniem najciekawszym projektem była Café des Langues w drugi wtorek miesiąca, gdzie można było porozmawiać w różnych językach z nativami, którzy byli członkami ESN, lub innymi uczącymi się osobami. Wydarzenie cieszące się naprawdę dużym zainteresowaniem.
Pau i „Pauczycy” – podsumowanie
Generalnie, ludziom, którzy tak jak ja wolą raczej małe miasteczka niż wielkie miasta, całym serduszkiem mogę polecić urocze Pau. Wbrew pozorom jest tam bardzo dużo obcokrajowców, nie tylko z Erasmusa, ale też z innych programów, czy po prostu przyjeżdżających na studia. Mieszkańcy są do tego przyzwyczajeni i mają bardzo pozytywne nastawienie. Mówią po angielsku, wiadomo, każdy na miarę swoich możliwości, ale też wspierają i cieszą się, gdy rozmawiasz z nimi w ich ojczystym języku! Na pewno jest to wspaniała okazja, by się podszkolić, nabyć nowych umiejętności i poznać naprawdę niesamowitych ludzi. Niezapomniane przeżycie i fantastyczna przygoda. Jeśli będę miała możliwość pojechać jeszcze raz – pojadę. I Tobie radzę zrobić to samo. Nie ma co czekać!
Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o Erasmusie we Francji, poczytaj inne nasze wpisy na Blog Erasmus: