Na swoją przygodę w ramach programu Erasmus+ podczas semestru letniego na trzecim roku kierunku Międzynarodowe stosunki gospodarcze wybrałam dość nietypowe miejsce jakim jest stolica Słowacji – Bratysława. Dlaczego? Wszystko m.in. za sprawą mojej fascynacji językami słowiańskimi oraz chęci poznania tego, co wydaje się „tak podobne”.
Slovakiandream
„Nie wolałaś wyjechać do jakiegoś bardziej egzotycznego kraju? Przecież Słowacja to jak Polska”, „Nie myślałaś o Portugalii?”, „A dlaczego nie Hiszpania lub Włochy?”. Mogłabym sporządzić cały FAQ z tego typu pytaniami, które stawały się coraz bardziej irytujące. Jaka była moja odpowiedź? Nie, nie chciałam wyjechać do innego kraju. Co prawda Bratysława była moim drugim wyborem (pierwszym była Praga), ale ani trochę nie żałuję, że potoczyło się to tak a nie inaczej.
Niestety euforia nie trwała długo z uwagi na pandemię koronawirusa, która zabiła mojego Erasmusa w okresie niemowlęcym albo i wcześniej, ponieważ już po jednym miesiącu. Wyjechałam do Bratysławy 3 lutego, a 9 marca zamknięto uczelnie. W ciągu kolejnych dwóch tygodni prawie wszyscy studenci z Erasmusa, powrócili do swoich domów. 28 marca straciłam naiwną nadzieję na jakikolwiek happyend i sama wróciłam do Polski. No ale skupmy się na pozytywnej części wyjazdu 😊
Bratysława – co warto zobaczyć
Bratysława to bardzo nietypowe jak na stolicę miasto – spokojne i liczące zapewne niecałe poł miliona mieszkańców. Zauważalny jest podział na starszą część miasta oraz „nowszą”. W starszej części znajduje się oczywiście stare miasto z ważnymi zabytkami, m.in.:
– Zamek Bratysławski
– Slovenské národné divadlo (teatr narodowy)
– Michalska Brama
– Stary Ratusz
– Čiumil, Man atwork (wydaje mi się, że najpopularniejsza rzeźba w Bratysławie: przedstawia kanalarza wychodzącego z otwartego włazu kanalizacyjnego. Dotknięcie czubka jego głowy przynosi szczęście).
Zwiedzając stare miasto nie można zapomnieć o skosztowaniu typowych słowackich potraw. Kuchnia słowacka jest bardzo zbliżona do polskiej jednak powiedziałabym, że są to bardziej „górskie klimaty”. Będąc w Bratysławie trzeba spróbować przynajmniej Bryndzowych haluszków. Są to kluski przetarte przez sito podawane z serem z mleka owczego (bryndzą) oraz roztopioną słoniną i skwarkami. Bardzo popularne są też pierogi z bryndzą (kocham je całym sercem) oraz kapustove halusky. Dla osób pijących alkohol muszę polecić spróbowanie typowego „słowackiego ginu” jakim jest Borovička oraz tzw. tatranskegočaju.😉
Ujmując „nowszą” część miasta w cudzysłów mam na myśli to, że znajduje się tam m.in. dzielnica Petrzałka, której zabudowa jest typowo komunistyczna: morze szarych bloków. Tam też znajduje się moja uczelnia goszcząca – Ekonomická Univerzita v Bratislave.
Uniwersytet Ekonomiczny w Bratysławie
Zabudowa uczelni nie odbiega designem od całej dzielnicy Petrzałki. Budynki mają swoje lata świetności już od dawna za sobą i powszechna jest mieszanka „starego” poutykanego czymś nowym. Czułam się czasem jak podczas podróży w czasie jakieś 15-20 lat w przeszłość. Jednak nie przeszkadzało mi to i muszę przyznać, że kampus bardzo mi się podobał. W mojej ocenie był on mimo wszystko bardzo funkcjonalny. Wszystkie budynki znajdują się obok siebie . Na każdym kroku są miejsca, w których można po prostu posiedzieć ze znajomymi np. czekając na kolejne zajęcia, pracując nad projektem lub chcąc pograć na konsoli. Szczerze mówiąc brakuje mi takich miejsc na mojej uczelni, dlatego naprawdę mnie to urzekło.
W kwestii kursów myślę, że dużym plusem jest to, że uczelnia oferuje zajęcia oprócz tych po angielsku w takich językach obcych jak niemiecki, francuski oraz hiszpański. Jako studentom na Słowacji przysługiwał nam darmowy transport kolejowy w każdy zakątek kraju. Ponosiło się jedynie opłatę wynoszącą 1 euro za rezerwację. Nie mogłam się doczekać moich wycieczek do malutkich, bajkowych miasteczek słowackich, gór oraz wypraw do pięknych zamków i ich ruin, których na Słowacji jest sporo.
Bratysława a Życie studenckie
Tak jak Kraków ma ulicę Floriańską, tak Bratysława ma ulicę Obchodną, którą każdy Erasmus zna jak własną kieszeń. Łezka kręci się w oku na wspomnienia tanich, nazywanych przez nas „soapbeer” i „soapwine” trunków w najtańszym i chyba jednym z – bądźmy szczerzy – najokropniejszych barów. Ale był to „nasz” bar i można było tam spotkać innych Erasmusów, nieważne o jakiej porze oraz w jaki dzień tygodnia. W czwartki po „soapbeer” w Baronie banda licząca kilkadziesiąt młodych osób z różnych zakątków Europy (i nie tylko) wyruszała do klubu „TankerBoat” na łodzi na Dunaju. Poza taką świętą rutyną odbywały się wydarzenia organizowane przez EUBA ESN (więcej tutaj) np. karaoke, wyprowadzanie psów z okolicznego schroniska, beer pong, pub quizy i wiele innych.
W lutym odbyły się także wycieczki do Wiednia, Budapesztu oraz Pragi organizowane także przez ESN. I tutaj chciałabym zaznaczyć jak dużym plusem jest położenie Bratysławy: jest ona oddalona parę godzin od Budapesztu i zaledwie 80 km od Wiednia. No, ale coś za coś…
Koszty życia
Z uwagi na bliskość Wiednia, koszty życia w Bratysławie są wyższe niż w przeciętnym słowackim mieście, co bardzo mnie zaskoczyło. Słowacja raczej kojarzyła mi się z tanim krajem. Oczywiście nie są to zawrotne kwoty, ale z moich zapisków wynika, że na jedzenie przeznaczałam więcej niż żyjąc w Krakowie. Dodatkowo zdecydowałam się na prywatny akademik, który kosztował mnie 195 euro miesięcznie za miejsce w pokoju dwuosobowym. Uważam, że cena była mocno wygórowana jak na tamten standard. Akademik wymagał opłaty z góry za cały pobyt (975 euro plus kaucja 350 euro) w ciągu 10 dni od podpisania umowy. Zdecydowałam się na to tylko dlatego, że bałam się oszustw ze strony osób wynajmujących mieszkania w Bratysławie. Miejsca w akademiku uczelni nie dostałam, choć niektórym erasmusom udało się tam zakwaterować. Wprawdzie standard akademików jest okropny, ale przynajmniej są prawie darmowe (nawet 30 euro miesięcznie). Zaoszczędzone pieniądze lepiej wydać na wyjazdy.
Podsumowując…
Słowacja ma naprawdę sporo do zaoferowania. Czasem najciemniej pod latarnią. Można przeoczyć coś wartego przeżycia uznając, że jest to zbyt blisko i niczym się nie różni od tego, co znane. Ja ze Słowacji przywiozłam ze sobą nie tylko cenne wspomnienia, ale też np. pasję do języka słowackiego. Właśnie się go uczę i muszę przyznać, że jest to szalenie ciekawy i niedoceniany język. Bardzo żałuję, że nie było mi dane przeżyć Erasmusa w Bratysławie w jego pełnej okazałości. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam wrócę, wypiję soapbeer w Baronie, tatra caj pod zamkiem i porozmawiam ze Słowakami. Według mnie są świetnymi i niesamowicie pomocnymi ludźmi o genialnym poczuciu humoru.
Chcesz dowiedzieć się więcej na temat wymian na Słowacji? Przeczytaj inny nasz artykuł: