A mogłam lecieć do Hiszpanii…
… a właściwie planowałam tam polecieć. Jednak, nie wdając się w szczegóły, trafiła mi się Słowenia – kraj, w którym przed moim Erasmusem byłam tylko raz, w drodze do Chorwacji, i które kojarzyłam wcześniej zaledwie z ładnymi, zielonymi krajobrazami, drogą autostradą i Planicą.
Ljubljana, czyli Miasto Miłości…
…bo „ljubiti” to po słoweńsku „kochać”. Położone w samym sercu państwa, miasto to może pochwalić się długą historią i urokliwą starówką. Nie jest to żaden Wiedeń czy Paryż, ale ma w sobie coś swojskiego i przyjaznego; może to przez jego „tyci” rozmiar. Ljubljana ma ok. 270 000 mieszkańców, a więc jest cztery razy mniejsza od Warszawy i dwa razy mniejsza od mojego rodzinnego Poznania. Fani tramwajów, wielokulturowych społeczności i wszędzie dostępnej płatności kartą mogą poczuć się zawiedzieni, ale amatorzy rowerów, zamków, burka i deszczu na pewno znajdą coś dla siebie. Niewątpliwą zaletą całej Słowenii jest to, że, dzięki wysokiemu odsetkowi wielojęzyczności jej mieszkańców, praktycznie wszędzie dogadasz się po angielsku.
Nauka i NUK
Ja miałam przyjemność studiować na Univerza v Ljubljani, Ekonomska Fakulteta, co… cóż, może trochę przesadziłam z tą „przyjemnością”, bo kto by chciał się uczyć, mając wokół tyle interesujących rozpraszaczy? Mój pobyt na tej uczelni oceniam jednak bardzo pozytywnie. Na uznanie są na pewno zasługuje ich zorganizowanie i zapewnienie sprawnego przepływu informacji. Można powiedzieć, że to prawdziwi profesjonaliści w przyjmowaniu studentów z Erasmusa. Zajęcia odbywają się ze Słoweńcami, ale są w całości angielsku i reprezentują poziom zbliżony do naszych polskich uczelni.
Godna uwagi jest Narodna in Universitetna Knižnica (NUK), czyli Biblioteka Narodowa i Uniwersytecka. Jej budynek, poza swoją niezaprzeczalną urodą, zapewnia idealne warunki do zakuwania i jest niewątpliwie cichszy niż pokój w akademiku lub – w moim przypadku – 9-osobowym mieszkaniu.
Podróże małe i duże
Tak jak już wcześniej wspomniałam, Ljubljana leży w samym środku Słowenii, a więc stanowi idealną bazę wypadową na jednodniowe wycieczki. Niezłe siatki połączeń autobusowych, kolejowych, a także, co oczywiste, zadowalający stan dróg sprawiają, że każdy zapalony turysta, a zwłaszcza wielbiciel aktywnego wypoczynku, co weekend chwyci za swój plecak, wygodne buty i wyruszy w trasę. To, że Słowenia jest małym krajem, wiedzą chyba wszyscy, a już na pewno ci, którzy pytali mnie podczas mojej wymiany: „I jak tam ci się żyje na Słowacji?”. Wydaje mi się jednak, że niewiele osób zdaje sobie sprawę, jak skromny rozmiar Słowenii uatrakcyjnia turystycznie cały kraj. Góry i Planica? Dwie godziny drogi. Morze i Piran? Również dwie. Jezioro Bohinj? Także. Maribor?… Czujecie ten klimat? Wyobraźcie sobie, że z Łodzi macie dwie godziny do Warszawy, Gdańska, Zakopanego i na Mazury jednocześnie. Odlot. A właśnie nie trzeba nigdzie odlatywać, wystarczy dzień przed lub nawet nie rzucić: „A weźmy pojedźmy na jeden dzień na narty” i tak po prostu zrobić, niczym rodowity Słoweniec.
Tak jak Ljubljana jest w centrum Słowenii, tak Słowenia – w centrum Europy. Kto ma ochotę pozwiedzać miasta, których nazwy można podać znajomym, bez narażania się na pytania: „A co to?”, „A gdzie to?”, proszę bardzo: Triest, Zagrzeb, Wenecja, Wiedeń, Salzburg, Rzym, Budapeszt, Belgrad, Dubrownik, Sarajewo. Od półtorej godziny do Triestu, przez pięć godzin do Wiednia do siedemnastu godzin do Sarajewa (jechaliśmy tak długo, bo utknęliśmy na granicy) – znane i lubiane miejsca w zasięgu twojego czasu i portfela. A przy tym sześć (!) różnych krajów.
Koszty życia
Zakupy spożywcze są tylko odrobinę droższe niż w Polsce, ale ceny usług, takich jak fryzjer, zatrważają. Ponadto ceny wynajmu pokoju w Ljubljanie od kilku lat windują w górę i, w obliczu rosnącej popularności Airbnb, na zmianę się raczej nie zanosi. Nie można jednak malować obrazu wydatków w Słowenii w samych negatywach barwach – roczna opłata na korzystanie z rowerów miejskich wynosi 3(!) euro, a system dopłat do posiłków studenckich pozwalał mi na jedzenie przez większość tygodnia na mieście (wprawdzie dość śmieciowego żarcia, ale coś za coś). Muszę przyznać, że Słowenia, na tle Hiszpanii, Francji czy Danii, wychodzi na dość tani kraj, aby wyjechać na Erasmusa, ale stypendium jest także odpowiednio niższe, tak więc nie pokrywa ono wszystkich wydatków i wciąż trzeba dużo dokładać z własnej kieszeni.
Warto czy nie warto?
Oczywiście, że warto! Polecam Słowenię każdemu, kto jest nastawiony na erasmusowe podróżowanie i lubi górskie wycieczki. Przyjaźni ludzie, znajomo brzmiący język, cieplejsza niż w Polsce pogoda (i dłuższe dni) oraz swojska atmosfera niedużej europejskiej stolicy – mała wielka Słowenia czeka na was i woła: Živjo!
Masz pytania? Napisz do mnie!
julia.maciejewska256@gmail.com
Julia MaciejewskaAir Jordan 1