La vie est belle! Czyli o tym jak spędziłam najlepszy rok w moim życiu.
Minęły już prawie dwa lata od kiedy mieszkałam w Montpellier, a cały czas mam wrażenie jakby to było wczoraj. Moja przygoda z Erasmusem rozpoczęła się pod koniec sierpnia 2016 i zakończyła na początku lipca 2017, gdyż desperacko starałam się przedłużyć mój pobyt 😉 Montpellier jest miejscem, z którego po prostu nie chce się wyjeżdżać! Idealny klimat, uśmiechnięci ludzi i wyborne jedzenie to tylko część rzeczy, która powodują, że czujesz się tu jak w domu.
Montpellier jest niewielkim miastem położonym na malowniczym południu Francji i uwaga…znajdującym się jedynie 10 kilometrów od wybrzeża Morza Śródziemnego! Można tam bez problemu dojechać tramwajem lub rowerem. Punktem centralnym miasta i tym samym, typowym miejscem spotkań jest Place de la Comédie. Historyczna część, czyli ścisłe centrum jest pełne urokliwych uliczek pełnych kawiarni i małych sklepików. Jednym z moich ulubionych miejsc jest Promenade du Peyrou, gdzie można się zrelaksować i spędzić miłe popołudnie z przyjaciółmi.
Erasmus Erasmusem, ale studiować też trzeba
Montpellier Business School bądź Le Groupe Sup de Co Montpellier jest prywatną uczelnią biznesową, która rocznie przyciąga tysiące studentów nie tylko z Francji. Jej międzynarodowy charakter daje możliwość poznania innego systemu nauczania, a także nawiązania międzynarodowych znajomości. Każde zajęcia trwają półtorej godziny i są połączeniem teorii oraz praktyki. Team work na zajęciach to podstawa, a praca indywidualna ogranicza się do egzaminu. Mnie osobiście ten sposób nauczania podoba się o wiele bardziej niż ten w Polsce. Przede wszystkim ze względu na to, że program nie jest przeładowany teorią, a bardziej skupia się na praktycznych kwestiach i dobrej komunikacji, dzięki czemu zajęcia nie są nudne. Prowadzący są otwarci i zachęcają do aktywnego udziału w zajęciach oraz co ważne, szanują opinie studentów. Co warto podkreślić to to, że obecność na zajęciach jest bardzo ważna. Przy każdym wejściu i wyjściu na uczelnię trzeba „odbić się” legitymacją, tym samym potwierdzając swoją obecność. I jeszcze jedna sprawa, nie zapomnijcie wziąć laptopa na uczelnię! Tutaj nikt nie robi notatek na papierze 😉
Bardzo fajną okazją do podszkolenia swojego francuskiego jest intensywny kurs organizowany we wrześniu przez uczelnię. Zajęcia odbywają się w dosyć niewielkich grupach, bo około 10-12 osób i trwają po 4 godziny dziennie. Prowadzący stawiają nacisk na mówienie i komunikatywność, sprawy gramatyki są drugorzędne. I co ważne na zajęciach używa się tylko języka francuskiego! Czyli zupełna odwrotność polskiego systemu nauczania. Przez cały czas trwania Erasmusa każdy student ma także dostęp do platformy OLS, gdzie może szlifować swoje umiejętności językowe.
W Montpellier Business School co roku organizowany jest też International Day, podczas którego studenci zagraniczni reprezentują swoje narodowości. Polecam zabrać ze sobą parę rzeczy z Polski, żeby przygotować fajny stand. Zawsze największym zainteresowaniem cieszy się jedzenie, więc już proście mamy o przepisy 😉 Niektóre narodowości podchodzą do tego z wielkim zaangażowaniem. Pamiętam, że Kolumbijki gotowały do 4 rano, żeby każdy mógł spróbować ich przepysznej kuchni!
Czy wino faktycznie jest tańsze niż woda?
Owszem może się tak zdarzyć. Francja słynie z ogromnej różnorodności win i nawet jeżeli do tej pory nie byłeś jego fanem, to po roku spędzonym tutaj stwierdzisz, że życie bez wina nie ma sensu. Do starter packu prawdziwego Francuza brakuje ci już tylko bagietki i sera!
Ale miało być o kosztach, więc… Dla nikogo nie jest chyba tajemnicą, że ceny we Francji są wysokie. Jednak mając 500 euro grantu na miesiąc można spokojnie opłacić mieszkanie. A osobom bardziej ekonomicznym może nawet coś zostanie na drobne wydatki. Wiem, że część decyduje się na pokój w rezydencjach studenckich ze względu na niższe koszty. Minusem jest jednak ich lokalizacja, dlatego zdecydowanie polecam szukanie pokoju blisko centrum. Dlaczego? Otóż w Montpellier nie ma nocnych tramwajów ani autobusów, a perspektywa godzinnego spaceru nocą po imprezie nie jest zbyt kusząca. Poza tym „colocation”, czyli wynajmowanie pokoju w dzielonym mieszkaniu, jest bardzo popularne we Francji. Ja osobiście bardzo fajnie trafiłam, bo na dom z basenem, który dzieliłam z dwiema innymi dziewczynami. W sumie w ciągu całego roku miałam okazję mieszkać z Ekwadorką, Angielką, Niemką, Japonką i Barbadoską.
Przydatną informacją, którą dostałam od Francuzów jest istota fotografowania mieszkania w momencie wynajmu. Otóż Francuzom dosyć często zdarza się nie wypłacać kaucji o czym przekonałam się na własnej skórze. Zgodnie z prawem, właściciel mieszkania ma trzy miesiące na zwrot kaucji po rozwiązaniu umowy najmu. Studentom zagranicznym, którzy po zakończeniu wymiany zwykle wracają do swoich krajów, ciężko jest odzyskać te pieniądze. Zwykle za powód zachowania kaucji właściciele podają rzekome zniszczenia w mieszkaniu. Mi została zwrócona tylko część kwoty, co w porównaniu do innych przypadków i tak było sukcesem.
Do kwestii mieszkaniowych dochodzi również CAF, czyli pomoc finansowa od państwa dla studentów. Procedura jest jednak trochę skomplikowana i dość czasochłonna. CAF jest sprawą bardzo indywidualną i nie zostaje przyznany każdemu, mi się akurat udało. Często zdarza się też, że dokumenty giną w tajemniczych okolicznościach. Ale nie ma się co zniechęcać, po prostu trzeba wysłać je jeszcze raz 😉
Bon Appétit!
Skoro kilkakrotnie wspomniałam już o jedzeniu, to może czas rozwinąć ten temat. Myślę, że kuchnia francuska to temat na osobny wpis, ale mimo wszystko chciałabym o niej napomknąć.
Zachęcam Was do odwiedzania restauracji z tradycyjną kuchnią francuską. Jedzenie jest naprawdę smaczne i jest to doskonała okazja do poznania nowych smaków. À propos nowych smaków muszę wspomnieć jedną z restauracji, która najbardziej zapadła mi w pamięć. Chez Grand-Mère w Lyonie, gdzie prawie przez pomyłkę zamówiłam lokalny przysmak, a mianowicie móżdżek cielęcy. W Montpellier warto odwiedzić Bistrot Chez Félix, które znajduje się w centrum. Le moules frites to danie, którego musi spróbować tam każdy.
We Francji bardzo fajnym rozwiązaniem jest trzy daniowe menu składające się z przystawki, dania głównego i deseru. Ja przeważnie decydowałam się na tą opcję, żeby móc posmakować jak najwięcej. Być może właśnie dlatego po roku spędzonym we Francji wróciłam dziesięć kilo cięższa. 🙂
Podróże małe i duże
Montpellier ma swój port lotniczy, jednak lepszym miejscem do ekonomicznego latania jest Tuluza. Dojazd z Montpellier zajmuje około dwóch godzin pociągiem. Podczas mojego pobytu we Francji odwiedziłam Sète, Avignon, Tuluzę, Marsylię, Niceę, Lyon, Londyn, Maltę, Porto i Saragossę. I zwiedziłabym więcej, ale chciałam się też nacieszyć moim cudownym Montpellier. 🙂
Jeżeli chodzi o podróżowanie pociągami, warto zakupić Carte Jeune, która daje Wam zniżki na wszystkie przejazdy. Roczny koszt to 50 euro. Inwestycja naprawdę się zwraca i co więcej motywuje do podróżowania!
Czas na imprezowe szaleństwo
Jeżeli chodzi o nocne życie to w centrum królują bary i „kluby”, które są raczej barami z parkietem do tańca. Ale w dobrym towarzystwie miejsce nie ma znaczenia 😉 Montpellier to miejsce dla ludzi kochających klimat latino. Generalnie myślę, że miastom położonym na południu Francji bliżej atmosferą i mentalnością do Hiszpanii niż pozostałej części Francji. Ludzie są tu naprawdę wyluzowani i lubią dobrą zabawę. W centrum można znaleźć sporo barów w takim klimacie i jest też słynna Panama! To miejsce jest dla mnie pewnego rodzaju fenomenem, ponieważ każda zapytana osoba twierdzi, że nie lubi tego lokalu po czym można tam spotkać pół uczelni. Zawsze na domówce nadchodzi ten moment kiedy ktoś krzyczy: „Let’s go to Panama!” i cała grupa z entuzjazmem śpiewając „Despacito” rusza do Panamy. Jedno jest pewne, impreza tam jest zawsze ciekawym doświadczeniem. 😉
Fajnym miejscem jest też Australian Bar, który nie jest w ścisłym centrum, ale jest całkiem blisko. W każdy poniedziałek można tam spotkać tłumy studentów. Jest to naprawdę dobre rozpoczęcie tygodnia, dzięki temu polubiłam poniedziałki!
Dla fanów większych klubów mam dobrą i złą informację. Takie miejsca też są, jednak ulokowane dość daleko od centrum. Mimo wszystko warto pojechać tam na imprezę. Kluby, w których byłam to „Heat Club” i „Le Milk”, a fani electro powinni udać się do „Villa Rouge”.
A czy wiesz co to FISE?
Jeżeli nie jesteś fanem BMXów, desek i rampów to raczej nie. Ale już Cię oświecam! Jest to jeden z fajniejszych festiwali organizowanych w Montpellier, we Francji czy nawet w Europie. Sportowcy z całego świata przyjeżdżają tu na przełomie maja i czerwca, żeby wziąć udział w zawodach. Oprócz podziwiania sportowców jest to fajna opcja do spędzenia czasu ze znajomymi, bo na terenie festiwalu jest też wiele innych atrakcji. Lokalizacja to Rives du Lez. Nietrudno się zorientować, ponieważ na czas trwania festiwalu zamknięta jest część linii tramwajowej.
To co, pakujemy walizki?
Mam nadzieję, że udało mi się Was zachęcić do odwiedzenia tego wyjątkowego miasta. Myślę, że najlepszym dowodem na potwierdzenie tego co napisałam, jest moja ponowna rekrutacja do Montpellier Business School. Także fingers crossed i mam nadzieję, że widzimy się w Montpellier!
Jeżeli chcielibyście dowiedzieć się czegoś więcej, bardzo chętnie odpowiem na Wasze pytania!
Facebook: https://www.facebook.com/karolina.kubacka.33
Instagram: https://www.instagram.com/karolinaakubacka/