Długo zastanawiałem się, gdzie mógłbym wyjechać na Erasmusa. Wybór padł na Brest w północno-zachodniej Francji, 150-tysieczne miasto nad Atlantykiem. Mijają dwa lata od mojego wyjazdu. Byłem wtedy studentem IV roku Finansów i Rachunkowości na Uniwersytecie Ekonomicznym.
Niektórzy z moich znajomych zastanawiali się, dlaczego chcę wyjechać do miasta 4 razy mniejszego od Krakowa, w którym wówczas mieszkałem. A mnie po prostu ciekawiło, jak to jest mieszkać na drugim krańcu Europy, w regionie, który śmiało można porównać do Śląska lub Kaszub. W Bretanii nic nie jest typowo francuskie, a Bretończycy to nie Francuzi!
Wybrałem Brest, gdyż to własnie tam mieści jest BBS (Brest Business School), czyli Szkoła Handlowa. Oferowano program dla studentów po angielsku z fakultatywnym przedmiotem po francusku. Ale o tym później. Samo miasto nie jest duże. Ma wprawdzie tramwaj (aż jedną linię!) i dobrze rozbudowaną siatkę połączeń autobusowych, ale w porównaniu z Paryżem, Lyonem czy Bordeaux, może wydawać się małą mieściną. Jest jednak bardzo interesujące, leży prawie nad Oceanem Atlantyckim i posiada aż trzy porty. Nie brakuje w nim licznych atrakcji turystycznych, jak choćby zamku, wieży portowej, Muzeum Morskiego czy fortów z czasów II Wojny Światowej. Mieści się tam również jedna z baz francuskiej marynarki wojennej. Prawdziwą atrakcją w mieście jest lokalne oceanarium, jedno z największych w Europie, gdzie zobaczyłem rekiny, płaszczki czy pingwiny. Miasto jest stolicą Bretanii – francuskiego odpowiednika województwa. Dzięki temu Brest stanowi doskonałą bazę wypadową.
Koszty życia w Breście
Jeśli chodzi o koszty życia w Breście, to na pewno są o wiele mniejsze, niż w stolicy czy w innych dużych miastach. Otrzymałem 500 euro grantu na miesiąc, przy czym przy wyjeździe dostałem 80%, a pozostałe 20% po powrocie. Nie oszukujmy się, taka kwota nigdy nie starcza, jeśli od wyjazdu oczekuje się czegoś więcej.
Poniżej przykładowe koszty:
- 350 euro – wynajem kawalerki w centrum miasta, przy głównej ulicy. Nawet tanio, jak na dobry standard i lokalizację. Znalazłem lokum dzięki uczelni,
- 27 euro – bilet miesięczny na wszystkie linie (tramwaj + autobus). Mogłem nawet dojechać poza miasto,
- 10 euro – internet,
- 5 euro – bilet studencki do kina,
- 4 – 7 euro – duże piwo w pubie,
- Na jedzenie wydawałem około 100-150 euro miesięcznie, w zależności, na co sobie pozwalałem. 😉
Można również otrzymać dofinansowanie na mieszkanie z rządu francuskiego wypełniając stosowne dokumenty w CAF-ie (odpowiedniku naszego Ośrodka Pomocy Społecznej). Należy przy tym posiadać międzynarodowy akt urodzenia (do wyrobienia w Polsce).
Atrakcje i podróże
Jeśli Francja, to przede wszystkim sery i wino. Nie ma w tym przesady! Nie pamiętam dokładnie ile serów „pochłonąłem”, dane mi było również zasmakować w winie. Przy serach ważna jest zasada: „im ser gorzej wygląda i cuchnie, tym jest lepszy”. Muszę to potwierdzić! Na Erasmusie próbowałem owoców morza, w tym przepysznych przegrzebków zwyczajnych. Do dzisiaj dobrze wspominam małże, które pewnego pięknego dnia zbieraliśmy ze znajomymi na plaży, aby potem przyrządzić z nich pyszną potrawę, zagryzając ją świeżymi bagietkami i popijając pysznym białym winem. Zakosztowałem również lokalnych specjałów, takich jak galety i crepy – czyli naleśniki na słono i słodko. Crepy zbliżone są do naszych naleśników, natomiast galety robione są z mąki gryczanej i podawane z surowym jajkiem i szynką. Na cotygodniowym targu w centrum miasta próbowałem kig ha farz /czyt. ki ka farc/ – potrawy na bazie mięs i warzyw, a ze słodyczy skosztowałem najsłodszego ciasta na świecie – kouign-amann /czyt. kłin aman/. Składa się ono z masła i cukru w odpowiednich proporcjach. Co do alkoholu, polecam pyszne cydry (można je pić litrami), lokalne piwa czy lambig ( 40% bimber).
W Bretanii panuje specyficzny klimat imprezowy. W Breście można znaleźć setki pubów, do których chodziliśmy ze znajomymi. Ludzie tutaj są serdeczni i otwarci na nowe znajomości. Kilka razy miałem okazję uczestniczyć w tzw. wieczorach bretońskich Fest Noz z muzyką na żywo, gdzie można spróbować lokalnych specjałów, a także nauczyć się tańców bretońskich. Tańczy się w parach lub w kółku, wykonując różne ruchy nogami i rękoma. To doskonały sposób na integrację!
Jeśli chodzi o ofertę kulturalną, to w mieście znajdują się dwa kina, galeria i muzeum. Organizowane są również różne koncerty muzyki bretońskiej (zbliżonej do celtyckiej) oraz przeróżne eventy. Miasto tętni życiem, ale najważniejsze to znaleźć dobre towarzystwo, z którym można miło spędzać czas.
Razem ze znajomymi dużo podróżowaliśmy po Bretanii. Za niespełna 2 euro można było kupić bilet na autobus, który zawoził nas w różne miejsca, przeważnie nad Atlantyk, gdzie uprawialiśmy trekking. Region jest bardzo atrakcyjny turystycznie, z dużą ilością latarni morskich, lasów i formacji skalnych. Myślę, że jeśli nie jesteście fanami natury, nie ma po co wybierać się do Bretanii. Z drugiej strony, podróżowaliśmy również do większych miast, takich jak Quimper, Nantes czy Vannes, a poza regionem, byłem kilka razy w Paryżu. Udało mi się również zwiedzić południową Francję, bo kupiłem tanie bilety lotnicze i wybrałem się na 4 dni do Marsylii. Odwiedziłem wtedy kolegę z Polski, który przebywał na Erasmusie w Montpellier. Byłem również w Awinionie i Carcassone.
Podsumowując, praktycznie nie było tygodnia, kiedy nie podróżowaliśmy.
Jak wygląda nauka na Erasmusie?
Wielu z Was zadaje sobie pytanie, jak to jest z nauką na wyjeździe. Uczęszczałem do prywatnej Szkoły Handlowej w Breście. Jako Eramusi nie mieliśmy specjalnie przewidzianego programu studiów, chodziliśmy na zajęcia z Francuzami, co uważam za duży plus. Zajęcia było prowadzone w języku angielskim, a przykładowymi przedmiotami było zarządzanie zasobami ludzkimi, polityka finansowa, marketing czy rachunkowość zarządcza. W tej szkole duży nacisk kładzie się na zajęcia praktyczne – na każdym przedmiocie robiliśmy ćwiczenia lub projekty w grupach. Musieliśmy również pracować w grupach, zarówno poza szkołą, jak i w szkolnej bibliotece. Uważam, że był to świetny pomysł, ponieważ można było pracować w międzynarodowym środowisku. Na koniec semestru z kilku przedmiotów mieliśmy egzamin. Przykładowo, egzamin z polityki finansowej trwał ponad dwie godziny i obejmował część praktyczną oraz teoretyczną. Z niektórych przedmiotów mieliśmy podsumowanie naszych wcześniejszych projektów, przez co nie mieliśmy egzaminu.
Wybrałem również jeden przedmiot po francusku – duży projekt, podczas którego grupowo analizowaliśmy sposób zarządzania spotkaniami z klientami Leroy Merlin w Lorient oraz proponowaliśmy rozwiązania, w jaki sposób można byłoby go usprawnić.
W BBS nie działało żadne koło studenckie, które organizowało czas Erasmusom, dlatego należalo liczyć na własne umiejętności nawiązywania kontaktów. 🙂
Jedyne, co nie podobało mi się w szkole, to podejście niektórych francuskich studentów, którzy w przeciwieństwie do studentów przyjezdnych, nie przykładali się do prac grupowych, a prezentacje robili w nocy przed terminem jej oddania.
Warto wyjeżdżać do mniejszych miast?
Zdecydowanie! Jeśli wahacie się między dużym miastem, a mniejszym, wybierzcie to mniejsze. Dlaczego? Po pierwsze, w mniejszych miastach łatwiej nawiązać wartościowe znajomości. Jest mniej Erasmusów, ale są oni bardziej skłonni do integracji. Po drugie, jeśli chcecie posługiwać się językiem obcym (niekoniecznie angielskim), najłatwiej wyjechać poza większe aglomeracje. W mniejszych miastach życie jest o wiele tańsze. Dla porównania: koleżanka w Paryżu za kawalerkę płaciła 1000 euro (nie żartuję), podczas gdy ja płaciłem „jedynie” 350 euro. Na koniec, jeśli interesujecie się kulturą i poznaniem życia lokalnego, najłatwiej będzie Wam zrealizować swoje zamierzenia właśnie w mniejszym mieście. Tam, gdzie globalizacja dociera znacznie wolniej. 😉
Co dał mi Erasmus?
Krzywdzące są opinie, że wyjazd w ramach programu Erasmus+ to nieustanne imprezy za pieniądze unijne. Oczywiście, zdarzają się osoby o takim podejściu, ale zadajmy sobie pytanie, kto z nas nie udziela się towarzysko pozostając na uczelni w Polsce?
Dzięki Erasmusowi miałem okazję poznać życie za granicą, w całkiem nieznanych sobie warunkach. Takie wyjazdy uczą samodzielności i kreatywności, bo tak naprawdę trzeba rozpocząć całkiem nowe życie.
Co jeszcze? Wyjazd pozwolił mi podszkolić język francuski i angielski, a także dowiedziałem się jak studiuje się w innym kraju. No i oczywiście nawiązałem znajomości z ludźmi z (dosłownie!) całego świata. Już kilkoro znajomych z Erasmusa odwiedziło mnie w Polsce.
Poza tym, uważam, że pracodawcy postrzegają ludzi, którzy wyjeżdżają na różnego rodzaju stypendia za zaradnych i ciekawych świata pracowników. Przykład? Jeszcze nie wróciłem z wyjazdu, a już dostałem pracę w Krakowie. Rozpocząłem ją już w niecałe 3 tygodnie po powrocie do Polski. Ale to już całkowicie inna historia…
Rafał Gajdosz
r.gajdosz47@gmail.com