Cartagena, Kartagina, Kartahena
Gdzie to w ogóle jest?! To były moje pierwsze myśli po ogłoszeniu wyników rekrutacji na wyjazd stypendialny. Niestety, żeby dostać się do Walencji, moja średnia ocen okazała się niewystarczająca, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Co mną kierowało przy wyborze tej miejscowości? Przypadek i ciekawość. Jako jedna z niewielu hiszpańskich uczelni oferowała naukę w języku angielskim, jednakże i tak z tej oferty nie skorzystałem.
Szybki “research”, wujek Google, i tak oto zdobyłem podstawową wiedzę o mieście, w którym miałem spędzić pół roku. Nie pozostało mi nic, tylko czekać na rychłe rozpoczęcie przygody.
Pierwsze wrażenia
Alicante przywitało mnie przejrzystym niebem i trzydziestostopniową temperaturą, co było bardzo przyjemną niespodzianką po wyjeździe z chłodnej Polski. Piękny krajobraz przy podchodzeniu do lądowania utwierdził mnie w przekonaniu, że jestem właśnie w tym miejscu, w którym powinienem być.
Już po wyjściu z samolotu okazało się, że leciałem z innymi Erasmusami. Szybka integracja – już nie jestem sam. Żeby było ciekawiej, dwoje z nich wynajęło mieszkanie w tej samej kamienicy co ja, na tym samym piętrze, drzwi obok. Jakiż mały jest ten świat!
Miasto – dwieście tysięcy mieszkańców, położone nad Morzem Śródziemnym z ogromnym portem usytuowanym wśród gór, tworzących naturalne schronienie od fal.
Wielkie palmy, zielone parki, miejsca do odpoczynku. Jest gorąco, ale na szczęście wieje życiodajna morska bryza. Wspaniałe uczucie. Do tego ruiny antycznego, rzymskiego teatru, fortece z okresu wojny domowej i przyjaźnie nastawieni ludzie. Wieczorem pierwszego dnia, pierwsze wyjście “w miasto”, pierwsi znajomi, zaczęło się…
Tak mniej więcej przedstawiał się początek Erasmusa, później było jeszcze lepiej.
Język hiszpański
Jak to jest z tą nauką w języku hiszpańskim?
Mała porada ode mnie – jeżeli wahasz się nad miejscem wyjazdu na stypendium, warto określić sobie jasny cel dla którego tam jedziesz. Proszę, nie mów, że to imprezy, wakacje, alkohol, bo oczywiście to wszystko też jest pozytywnym aspektem wymiany, ale może się bardzo szybko znudzić. Ja na przykład postawiłem wszystko na jedną kartę – nauka hiszpańskiego. Zajęcia jakie wybrałem – w pięciu na sześć przypadków, to zajęcia po hiszpańsku. Wszelki kontakt ze znajomymi też staram się prowadzić w miejscowym języku.
Muszę przyznać, czasem było ciężko, męcząco, irytująco, ale rezultat jest niesamowity. Najlepsza szkoła językowa jaką możesz sobie wyobrazić! Dodatkowo okoliczności mi sprzyjały – przez cały pobyt, mógłbym wyliczyć na palcach jednej ręki liczbę Hiszpanów mówiących po angielsku. Co więcej większość Erasmusów z Francji, Rumunii czy Włoch nie była w stanie komunikować się angielszczyzną.
Uniwersytet…
…a w zasadzie Politechnika, której Wydział Ekonomii nazywany jest żartobliwie ,,Wydziałem Gier i Zabaw”. Jednakże tak jak pisałem wcześniej, priorytetem dla mnie jest język hiszpański i nie żałuję decyzji – mimo to, że poziom edukacji ekonomicznej nie jest tutaj zbyt wysoki.
Ze strony estetycznej – piękne budynki wydziałowe, położone na samym wybrzeżu, z widokiem na promenadę. Do tego ,,spacerniak” czyli dziedziniec uczelni, która w przeszłości była więzieniem dla opozycji wobec totalitarnego rządu generała Franco, okazał się idealnym miejscem do odpoczynku między zajęciami.
Palmy, trawiaste wysepki do siedzenia, zadaszenie chroniące przed nadmiernym upałem – to tylko małe szczegóły, które składają się na to, że ludzie tutaj są szczęśliwi i pozytywnie nastawieni do życia.
W Cartagenie w każdym semestrze przyjeżdża około 110 erasmusów. Nie jest to wielka liczba, w porównaniu do Granady czy Sewilli, w których uczy się po kilka tysięcy studentów zagranicznych.
Tak mała liczba przyjezdnych sprzyja szybkiej integracji i “rodzinnej atmosferze”. Klasyczny, hiszpański ,,El Botellon”, wyprawy w góry czy na plaże lub domówki, które zawsze kończyły się wezwaniem policji przez sąsiadów – to esencja Erasmusa. Kontakty nawiązane z ludźmi – rzecz bezcenna. Z racji tego, iż Cartagena to małe miasto, nie znajdziecie tutaj wielkich klubów i dyskotek. Wychodzenie do tych samych pubów bardzo szybko staje się rutyną, ale nie wpływa to znacząco na pozytywne wrażenia pobytu.
Klimat, pogoda, plaża!
Jako stereotypowe, śródziemnomorskie miasteczko, Cartagena ma świetny klimat dla zmarzluchów takich jak ja. Od mojego przyjazdu w połowie września, do końca października, temperatura utrzymywała się w granicach dwudziestu, trzydziestu stopni. Innymi słowy – przez pierwsze trzy tygodnie mojego pobytu nie byłem w stanie założyć długich spodni, nawet w środku nocy, ze względu na ogromny (ale jakże przyjemny!) upał.
Z pogodą wiąże się też sławna siesta, trzy godziny popołudniowego odpoczynku, kiedy to wszystko jest pozamykane. O ile rozumiem ten zwyczaj podczas “piekielnego żaru” w lecie (uwierzcie, że nie da się funkcjonować dopóki nie zajdzie słońce), tak w “zimie”, przy piętnastostopniowej temperaturze jest to po prostu wymówka do leniuchowania.
Boskie plaże – jeden z nieodłącznych elementów hiszpańskiego wybrzeża. Dla każdego coś miłego – od złocistych, piaszczystych plaż La Mangi, po dzikie klify i skalne zejścia do wody pełnej kolorowej fauny Cala Cortina. Zarówno wielbiciele biernego odpoczynku, jak i fani nurkowania znajdą tu coś dla siebie.
Powyższy wpis jest moją mini relacją z pierwszych dni w Hiszpanii. Do opowiedzenia jest jeszcze dużo, bo Erasmus jest najwspanialszą przygodą, którą przeżywam. Każdemu, kto się waha, gorąco polecam uwolnienie się od swojego miasta i rzucenie się w wir przygody z obcą kulturą, językiem i wspaniałymi ludźmi. Zapewniam, że jeżeli tylko wyjazd jest dobrze przemyślany, będzie on niezapomnianym doświadczeniem wzbogacającym życie i nikt nie powie, że było to zmarnowane pół roku.
Już teraz wszystkich was zachęcam do mojego kolejnego wpisu, jako, że mój Erasmus nadal trwa, a ten wpis był napisany 5 stycznia czeka was jeszcze opowieść o przygodach jakie mnie tutaj spotkały, a co więcej o warunkach pobytu takich jak poszukiwanie mieszkania, kuchnia oraz o sposobie traktowania Erasmusów przez profesorów. Dla ciekawych poruszę też temat kryzysu, o którym tyle się słyszy z mojego punktu widzenia. Mam nadzieję, że już nie możecie sie doczekać.
Do zobaczenia!
Bartek Dziopa