Do Rumunii?! Zwariowałaś!
Rumunia? Ale jak to? – Taka reakcja towarzyszyła mi praktycznie przy każdym ogłoszeniu tej wesołej nowiny – jadę na Erasmusa do Bukaresztu! No cóż, dzikie pomysły trzeba realizować, tak więc o to jestem. Idea pojechania właśnie do stolicy Rumunii wyniknęła z dwóch spraw. Po pierwsze, zawsze chciałam zwiedzić te trzy mniej znane stolice Europejskie na B: Budapeszt, Bratysława i to trzecie… no, jak się nazywało, ten, znowu Budapeszt?
Tradycja mylenia Budapesztu z Bukaresztem jest długa. Zaczynając od takich gwiazd i zespołów jak Michael Jackson, Iron Maiden, Lenny Kravitz, Ozzy Osbourne lub Metallica, a kończąc na mnie, która spędziła tam całe pół roku, a wciąż w rozmowach mówi, że była w Budapeszcie. Drugim powodem była chęć zobaczenia na własne oczy kraju, w którym komunistyczny dyktator wyburzył całą dzielnicę historyczną, żeby zbudować jeden – ale za to jak ogromny – budynek. Po prostu, kraje zachodu wydawały się być zbyt nudne przy takich możliwościach.