Dokąd wyjechać na Erasmusa? Program wymian studenckich daje tyle możliwości, że długo nie mogłam się zdecydować. Może jakiś ciepły kraj? Miasto nad morzem w Hiszpanii albo Portugalii? Z drugiej strony znam już trochę niemiecki, może podszlifować zdolności językowe i wybrać kraj za zachodnią granicą? W końcu jednak musiałam podjąć decyzję. Na liście uczelni do wyboru, moją uwagę przyciągnęło małe miasteczko Bielefeld położone w Niemczech. Nie wiedziałam o nim dosłownie nic, ale ostatecznie stwierdziłam, że chcę studiować właśnie w Fachhochschule Bielefeld.
Załatwiłam wszystkie formalności, prawie wszystko już spakowane i pozostało mi tylko odliczanie dni do wyjazdu. Przed Erasmusem nie chciałam sobie za dużo obiecywać! Starałam się nie nastawiać, że wymiana będzie świetna, ludzie niesamowici, przygody niezapomniane, a codzienne życie zupełnie inne do tego dotychczasowego. Wolałam, żeby to doświadczenie pozytywnie mnie zaskoczyło, niż przyniosło niepotrzebne rozczarowania.
5 miesięcy w bardzo dużym skrócie
Na mojej uczelni niestety nie działała najlepsza organizacja studencka dbająca o Erasmusów, w której działam przy Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie, czyli Erasmus Student Network. Funkcjonował tam jednak program Buddy. Polegało to na tym, że każdy Erasmus po swoim przyjeździe (a tak naprawdę nawet jeszcze przed nim) miał swojego opiekuna-Mentora z Niemiec. Uważam, że to świetna możliwość na poznanie lokalnych studentów, a także ogromna pomoc, zwłaszcza na samym początku, dlatego oczywiście wyraziłam chęć posiadania takiego Mentora. Zaraz po moim przybyciu do Bielefeld, Marvin wręczył mi klucze do akademika, który wybrałam jako zakwaterowanie na najbliższe 5 miesięcy. Standard mojego „małego mieszkanka” był niesamowity i bez wahania polecam każdemu tę opcję!
Mieszkanie miało 20 m² z własną łazienką, wyposażoną kuchnią i głównym pokojem, który posiadał łóżko i biurko. Znajdowało się tam więc wszystko, czego potrzeba. Oczywiście akademik akademikowi nierówny, jednak w Bielefeld jest to bardzo fajne rozwiązanie, jeśli porównamy stosunek jakości i ceny miesięcznego wynajmu mieszkania do pokoju w domu. Pomiędzy uczelnią a moim akademikiem przejście zajmowało mi 20 minut spacerem, więc nie było to zbyt daleko.
Powinnam wspomnieć też coś o uczelni, która była bardzo nowoczesna. Przed rozpoczęciem roku akademickiego zostaliśmy poproszeni o wyrobienie legitymacji uczelnianej, która była (dosłownie!) magiczna. 🙂 Przy jej użyciu można było płacić za lunch w stołówce oraz w szkolnej kawiarni, upoważniała również do licznych zniżek, dzięki czemu można było zaoszczędzić „kilka euro”.
Zakwaterowanie i uczelnia to ważne aspekty życia na Erasmusie. Jednak to wcale nie o tym myślę, kiedy teraz wspominam moje dni spędzone w Bielefeld. Najważniejszą częścią tego doświadczenia była zdecydowanie panująca na co dzień atmosfera życia. Wcześniej wspomnę tylko, że czytając większość wpisów na tym Blogu przed moim wyjazdem, nie do końca wierzyłam, gdy ktoś pisał jakim Erasmus był niesamowitym przeżyciem i jak bardzo zmienił jego punkt widzenia. Wydawało mi się, że nie może być aż tak kolorowo. W końcu 5 miesięcy to sporo czasu. W dodatku to jednak wciąż studiowanie, poza tym w obcym języku i kraju… Wizja idealnego życia i określanie go najlepszym okresem do tej pory brzmiało dla mnie niewiarygodnie. Dopiero teraz przekonałam się, w jak wielkim byłam błędzie myśląc w ten sposób.
to, co najważniejsze, czyli ludzie
Moją wymianę zdecydowanie stworzyli ludzie, których poznałam. Na początku nie znaliśmy nikogo, wszystko było obce, nie wszystko byliśmy w stanie zrozumieć. Wszyscy byli trochę przestraszeni i nie do końca wiedzieli, czego oczekiwać i jak się zachować w nowym środowisku.
Przyjechałam do Bielefeld w piątek rano, a w sobotę wieczorem była pierwsza kolacja zapoznawcza, na którą zaproszono nas wraz z Mentorami w celu zapoznania się i zrobienia pierwszego kroku w stronę integracji. Na początku było niezręcznie, niby każdy chciał rozmawiać, ale tak naprawdę była to dla większości z nas pierwsza okazja do posługiwania się tylko i wyłącznie językiem angielskim. Niby nic trudnego, jednak bariery językowe powstrzymywały każdego, w mniejszym albo większym stopniu. Po jakimś czasie rozmowy zaczęły się kleić i wieczór minął w bardzo fajnej atmosferze.
W poniedziałek zaczął nasz Orientation Week, wtedy oficjalnie zostaliśmy przywitani na naszej uczelni, a już następnego dnia zaczęliśmy przyspieszony kurs języka niemieckiego, któremu także zawdzięczam możliwość integracji z pozostałymi osobami. Orientation Week minął bardzo szybko, a podczas niego mieliśmy okazję brać udział w licznych wydarzeniach, takich jak m.in. Cityrally.
Zwieńczeniem tygodnia był wyjazd do Berlina, podczas którego, razem z nowo poznanymi ludźmi mieliśmy okazję do zwiedzenia miasta. W końcu nadszedł też dzień rozpoczęcia semestru na uczelni, jednak także on wyglądał kompletnie inaczej, niż każdy wcześniejszy spędzony w Polsce.
Podczas mojej wymiany zwiedziłam wiele nowych miast, a nawet krajów. Dzięki temu miałam okazję zobaczyć między innymi: Köln, Berlin, Hanover, Bonn, Düsseldorf, Dortmund, Münster, Duisburg, Aachen, Paderborn, Detmold, Hamm, Bochum, Essen w NRW oraz Paryż, Amsterdam, Venlo, a urodziny spędziłam na Malcie. 🙂 Poza tym na miejscu wspólnie gotowaliśmy obiady, zorganizowaliśmy International Dinner i wiele innych atrakcji.
Podsumowując, będę kolejną osobą, która śmiało może potwierdzić, że Erasmus to fantastyczne doświadczenie, które rozwija i uczy. Semestr spędzony w Bielefeld zawsze będę wspominać z wielkim uśmiechem, mając w pamięci wielu wspaniałych ludzi których tam poznałam.
Jeśli masz pytania, pisz śmiało!
kawalec.anna.maria@gmail.com
Jeśli chcesz zobaczyć moją relację z Erasmusa zapraszam też na mojego Instagrama: instagram.com/annwithswag/