Minęła już ponad doba, od kiedy moja noga stanęła na niderlandzkiej ziemi.
Podróż była długa (prawie 24h) i męcząca, bo miałam dwa razy przesiadkę i musiałam targać torby. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że zapakowałam wszystko oprócz tego, co w pierwszych dniach będzie mi najbardziej potrzebne. Tak czy inaczej, dobrze było widzieć D. czekającego na przystanku. Bez pomocy tubylca byłoby mi cholernie ciężko znaleźć biuro pośrednictwa wynajmu mieszkań, a potem moje własne lokum (które okazało się być daleko od centrum). Nawet kupno biletu w autobusie było dużo bardziej skomplikowane, niż u nas.
Ten wstęp brzmi trochę negatywnie, choć nie taki był mój zamiar. Po prostu musicie wiedzieć, że człowiek niewyspany i zmęczony zauważa tylko to, co złe… Chociaż potem nie było lepiej Ale o tym zaraz.
Mieszkanie dzielę z Niemką, trochę starszą, bo studiuje ostatni rok magisterki. Nawet będziemy razem w grupie na kursie niderlandzkiego, bo też zapisała się na wyższy stopień (u siebie chodziła na kurs). Ma problemy ze słuchem, nosi aparat (swoją drogą tak fajnie wygląda, że na początku myślałam, że ma po prostu słuchawki w uszach ) więc muszę troszkę głośniej mówić, albo bliżej podchodzić. Do tej pory ja jestem tą osobą, która inicjuje wszystkie rozmowy i zagaduje… Może po prostu jest nieśmiała.
W mieszkaniu od razu zauważyłam, że światło w łazience nie działa.. napisałam więc do opiekuna, kiedy mógłby przyjść i się tym zająć. Zamiast odpowiedzi za kilka godzin sam wszedł, wszystko naprawił i szybko się ulotnił. Niestety, okazało się, że w kuchni nie ma nic, poza dwiema spalonymi patelniami, jednym brudnym i przypalonym rondelkiem, kilkoma sztućcami (sklejonymi jakąś mazią, która wygląda jak marmolada) i paroma kubkami. Masakra!
Po południu poszliśmy na zakupy i spacer po centrum. Kanały i architektura nie zrobiły już na mnie takiego wrażenia, kiedy byłam tu pierwszym razem. Może inaczej patrzy się na okolicę z perspektywy “mieszkańca”?
Kupiłam sobie też rondelek! Miałam dylemat: czajnik czy garnek. Przecież dużo nie będę kupować, bo zostaję tu tylko miesiąc… a w tym chociaż ugotuję makaron i inne rzeczy Moja radość nie trwała długo, bo już dzisiaj rano nastawiłam sobie wodę na kawę, po czym kompletnie o tym zapomniałam i… spalił się! Smród niesamowity, a mnie było ogromnie wstyd, bo dopiero zaproponowałam współlokatorce, że może korzystać z niego, kiedy tylko ma ochotę… No nic, zdarza się.
W sumie nie ma żartów, bo gdyby tak dłużej postał, to przecież mógłby się cały pokój, a nawet mieszkanie spalić.. Mam wrażenie, że wszystko tu jest zrobione z tektury i trzyma się “na słowo honoru”. Ładne bym im tu ognicho zrobiła…
Tekst pochodzi z bloga Kasi o jej pobycie na Erasmusie w Holandii. Tu możecie przeczytać pozostałe wpisy. W piątek zapraszamy na relację z przeprowadzki do Venlo.